niedziela, 2 marca 2014

#17 Lea Michele - Louder


Płyta, którą zamierzam dla was zrecenzować, przez wielu była wyczekiwana od pierwszego odcinka serialu Glee. Lea zyskała już wtedy wielu fanów na całym świecie, którzy zachwycali się jej bardzo mocnym i wyrazistym wokalem. Nic więc dziwnego, że w końcu debiutancka płyta Michele została nagrana by zaspokoić głodnych jej wokalu fanów. Louder, bo tak nazywa się ten krążek, nagrywany był już od 2012 roku a przy jego produkcji pracowali m.in. Stargate, Benny Blanco czy Kuk Harler. Natomiast za warstwę tekstową odpowiedzialna jest m.in. Sia, która napisała na ten album aż! 4 utwory (Cannonball, Battlefield, You're Mine oraz If You Say So). Christina Perri, Colin Munroe czy Bonnie McKee również pomagali w tworzeniu tekstów na album. Minusem jest fakt, iż Lea nie brała za bardzo udziału w procesie pisania tekstów.

Cannonball jest utworem rozpoczynającym płytę, jak i solową karierę wokalistki. Mocna i wyrazista melodia łączy się ze zdecydowanym i silnym wokalem Michele. Niewielu artystów może pochwalić się aż takim wokalem. Utwór wielu rozczarował, mnie jednak zachwycił. Jest to typowy utwór popowy, ale nie jest zwykły. Wyróżnia się spośród tego co aktualnie jest popularne właśnie dzięki silnemu wokalowi Lei. Jest to zdecydowanie dobre wprowadzenie do płyty. 

Następne dwie piosenki On My Way i Burn With You przypominają mi trochę twórczość Demi Lovato z jej ostatniej płyty. Nie jest to wbrew pozorom mój zarzut wobec nich, wręcz przeciwnie - podoba mi się ta inspiracja. Kompozycje te zdecydowanie bronią się wokalem, dzięki temu podczas słuchania ich zapomina się o tym podobieństwie. Battlefield jest bezsprzecznie jedną z najlepszych piosenek na krążku. Ta emocjonalnie naładowana kompozycja uderza w człowieka swoją prostotą i bezbronnością. W tle słyszymy głównie pianino, które towarzyszy nam przez całą piosenkę. 

Czas na następny utwór, który jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych z tego albumu. You're Mine przypomina mi trochę twórczość Celine Dion, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W tej piosence uwiódł mnie sposób w jakim Lea operuje swoim głosem oraz zwrotki, które zaśpiewane są w niebanalny sposób. Czuć w nich odwagę i pewność siebie. Thousand Needles ma hipnotyzującą melodię, która przypomina chwilami warstwę muzyczną znajdującą się na ostatniej płycie Beyonce. Jestem oczarowany wokalem Lei, który przepełniony jest emocjami. Słychać to bardzo wyraźnie w momencie gdy śpiewa np. 'I'm bleeding'. Najwyższy czas na piosenkę tytułową, czyli Louder. Już po tytule możemy się domyśleć co nas czeka, a czeka na nas typowo popowo taneczna piosenka, która na całe szczęście nie ma wplątanego w siebie wielce obleganego dubstepu. Taki zabieg nie pasowałby według mnie do wizerunku Lei. Utwór nie należy do najlepszych. Jest po prostu średni i trochę nijaki. Po tym co słyszałem wcześniej liczyłem na coś lepszego, ale nie skreślam jeszcze tego utworu - może przyjdzie czas w którym mi się on wkręci. Cue The Rain jest jednym z nielicznych utworów przy którym sama Lea pracowała i pomagała w pisaniu tekstu. Przy tej piosence czuję powrót na ścieżkę sprzed średniego Louder. Mocna, zdecydowana, niebanalna, emocjonalna, interesująca. Mogę tak w nieskończoność opisywać ten utwór różnorakimi przymiotnikami. Jednym słowem - świetna! Don't Let Go jest utworem w stylu podobnym do tytułowego Louder, jednak wybieram Don't Let Go. Jest zdecydowanie bardziej wyrazistrzy, ciekawszy i typowo radiowy. Myślę, że przyjąłby się jako singiel. Wszystko co dobre szybko się kończy i czas na przedostatni utwór na płycie. Empty Handed rozpoczyna się melodią graną na pianinie i gitarze akustycznej otoczoną wokalem Lei. W tym utworze wokalistka pokazuje delikatną odsłonę swojego mocnego wokalu. Podoba mi się to przejście z delikatnych zwrotek do mocniejszego refrenu. 
Rzadko zdarza mi się uronić łzę podczas słuchania jakiejś piosenki, jednak podczas słuchania ostatniej piosenki z tej płyty zdarzyło mi się to. If You Say So jest utworem zadedykowany zmarłemu Cory'emu Monteithemu. Utwór jest niesamowity, trzeba go posłuchać by zrozumieć. Przepełniony smutkiem i tęsknotą wywołuje ciarki na plecach. MASTERPIECE.

Podsumowując, debiutancki album Lei Michele jest jak na razie najbardziej udanym albumem 2014 roku. Album pokazuje niesamowitą wrażliwość muzyczną wokalistki, jak i jej elastyczność jeśli chodzi o różne aspkety muzyczne. Potrafi odnaleźć się w delikatnej balladzie, mocnej balladzie czy tanecznej muzyce popowej. Oby Lea nie zmieniła siebie i nie zdecydowała się na typową 'łupankę' na następnym albumie.

Moja Ocena: 9/10

3 komentarze:

  1. Czekałam na ten album bo uwielbiam Lea oraz serial Glee i się nie zawiodłam bo to świetny album.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Leę,album jest cudowny i czekam na kolejny ♥♥

    OdpowiedzUsuń