poniedziałek, 28 września 2015

#30 Lana Del Rey - Honeymoon (2015)



We both know it's not fashionable to love me
But you don't go 'cause truly there's nobody for you but me

Gdy dotarła do mnie informacja o nadchodzącym albumie Lany Del Rey, czy jak ja ją lubię nazywać Lany Banany (AHS :D), nie wiedziałem czego się spodziewać. Po ciężkim, trudnym, mrocznym ale jednocześnie świetnym Ultraviolence nie byłem pewien w jakim kierunku Lana i jej team zdecydują się pójść. Ultraviolence nie był udanym tworem komercyjnym i nie osiągnął wiele na rynku muzycznym. Z początku krążyły plotki jakoby Lana miała nagrać album jazzowy (co po części się sprawdziło), jednakże wiedziałem, że prawdopodobnie to nie jest w stu procentach prawdą. Wyszedł pierwszy singiel promocyjny zatutuowany Honeymoon i nadeszło rozczarowanie. Później pojawiło się High By The Beach i moje wielkie uwielbienie do tej piosenki zrodziło się w mgnieniu oka. Mój sceptycyzm się włączył, bowiem jak dwa tak bardzo różne klimaty przedstawione w singlach mogą znaleźć się na jednej płycie tworząc jedną całość? 
Płyta rozpoczyna się nostalgicznym utworem Honeymoon, który z początku nie przypadł mi do gustu. Z czasem mnie oczarował, a słuchając go wraz z całym albumem uważam iż jest idealnym wstępem do naszej przygody z Laną podczas tego albumu. Music To Watch Boys To jest następnym utworem na liście, lecz jednym z tych bardziej przystępnych dla przeciętnego słuchacza. Nie jest to jeszcze utwór tak maintreamowy jakie mogliśmy znaleźć na debiutanckim albumie Lany, lecz ma w sobie coś magicznego, przyciągającego. Terrence Loves You  czaruje słuchacza wokalem przed którym nie sposób przejść obojętnie;  wprowadza nas w nostalgiczny nastrój utworu. Z następnym utworem pozostajemy w podobnych klimatach, lecz bardziej przystępnych dla słuchaczy. God Knows I Tried nawiązujący muzycznie do klimatów jazzowych idealnie współgra z warunkami wokalnymi Lany. W High By The Beach Lana Del Rey próbuje powrócić do ery Born To Die gdzie Hip Hop mieszał się z nostalgią jej głosu. Wyszło inaczej, ale nie znaczy, że gorzej. Utwór jest hipnotyczny, magiczny i wpadający w ucho. Gdy po raz pierwszy usłyszałem Freak  czy Art Deco oniemiałem - taką Lanę, nostalgicznie mroczną, uwielbiam. Wpadające w ucho teksty, hip-hopowo inspirowane bity czy idealne zagrania wokalne tworzą wspaniałą atmosferę w której czuć ich magię. Intro tajemniczo nazwane Burnt Norton (Interlude) powoli wyprowadza nas z hiphopowych brzmień, przyciągając przemową Lany Del Rey. Religion powoli rozwija się od zwrotek do refrenu podczas których Lana idealnie gra swoim głosem tworząc przepiękne muzyczne brzmienia. Salvatore na włosko czaruje nas swoim klimatem. Gdy usłyszałem ten utwór krótko przed premierą albumu w BBC Radio 1 umarłem. Takiego klimatu od Lany Del Rey się nie spodziewałem. W The Blackest Day Lana również bawi się swoim głosem, a sam utwór ma bardzo chwytliwy refren, którego ciężko pozbyć się z głowy. 24 jest kompozycją siostrzaną wraz z Terrence Loves You, z domieszką wpływów włoskiej przebojowości filmowej z Salvatore. Swan Song choć ma pozostający w uchu refren jest jedną z tych mniej wyróżniających się utworów. Patetyczny Don't Let Me Be Misunderstood jest coverem utworu Niny Simone. Słychać, że Lana bardzo wygodnie czuje się w takich klimatach i wychodzi jej to naprawdę smacznie.
Choć naprawdę bałem się tego jak ostatecznie będzie brzmiał album w całości, koniec końców wyszło Lanie Del Rey to naprawdę gustownie, magicznie i przyciągająco. Jest to połączenie jej debiutu Born To Die z Ultraviolence, lecz zrobione z dodatkiem nowego składnika nostalgii w bardzo prostym i przystępnym wydaniu. Nie jest to, aż tak bardzo ciężkie jak Ultraviolence, lecz nie jest również, aż tak bardzo przebojowe jak debiut. Przyznam się, musiałem dać temu albumowi trochę czasu, przesłuchać go kilkanaście razy bym w końcu mógł go szczerze ocenić. Dlatego nie zrażajcie się do niego, dajcie mu trochę czasu - niech Was wciągnie w swoją magiczną aurę i porwie za serca.

Moja ocena:
8/10

piątek, 6 lutego 2015

Książkowo #5 Laini Taylor 'Córka Dymu i Kości'

Tłumaczenie: Julia Wolin
Tytuł Oryginału: Daughter of Smoke and Bone
Wydawnictwo: Amber
Data Wydania: 12 stycznia 2012
Liczba Stron: 400

Na okładce tej tajemniczo nazwanej książki możemy przeczytać, iż Laini Taylor wyczarowała świat, który zajmie miejsce Harry'ego Pottera w wyobraźni czytelników; i coś w tym jest. Autorka 'Córki Dymu i Kości' postawiła na innowacyjne stworzenie świata, który pochłonie całą naszą wyobraźnię. Przez ostatnie lata popkultura nasyciła się książkami o tematyce wampirycznej, które w większości opierały się na tym samym - na szaleńczej i odwzajemnionej miłości człowieka z wampirem. Nie ukrywam, tutaj mamy to samo. Mamy serafina, który zakochuję się w odrodzonej w ciele człowieka chimerze z wzajemnością. Ale nie jest to takie słodkie jak moglibyśmy się tego spodziewać. Ale wróćmy do początku.