czwartek, 18 lutego 2016

#31 Rihanna - ANTI (2016)

I got to do my own things, darling... to zdanie idealnie podsumowuje najnowszy album Rihanny na który dane nam było czekać tak długo. W między czasie artystka wydała kolekcje skarpetek, nowe perfumy, 3 single, podzieliła się swoim głosem w filmie animowanym Home do którego również nagrała piosenki. Nikt nie wiedział kiedy ANTI tak naprawdę ujrzy światło dzienne, jego premiera przewidywana była tak naprawdę co piątek. Ostatecznie płyta wyszła nie w piątek, lecz w czwartek 28 stycznia 2016 roku ekskluzywnie na TIDALu gdzie można było ją pobrać ZA DARMO! Taki mały prezent dla fanów. Ale czy długi czas oczekiwania na płytę wpłynął na jej jakość i odbiór?



Płyta rozpoczyna się utworem Consideration nagranym w duecie z SZA. Ciężki, wystylizowany na niedopracowany bit wprowadza nas w tą inność, którą na tej płycie postanowiła przedstawić nam Rihanna. Ponadto dobry flow tekstu wprowadza nas w klimat płyty. Zaraz po nim jest interlude James Joint. Nieco sensualne, lekkie i... po prostu o paleniu 'zioła' oraz byciu 'niegrzecznym'. Następnie słyszymy już sławne (pamiętacie aferę z twórcą tego utworu?) Kiss It Better idealnie nadające się na singiel. Lekkie, chwytliwe i bezsprzecznie nawiązujące do ery Good Girl Gone Bad. Czym byłaby płyta Rihanny bez piosenki nawiązującej do jej korzeni. W tym wypadku mamy Work nagrane razem z Drakiem. Piosenka dobra, ale kwestionuję jej wybór na singiel promujący album. Rozumiem, że Drake jest na 'topie', i trzeba wypromować jakiś hit z płyty, ale na płycie są jeszcze dwa inne utwory nadające się na singiel: wcześniej wspomniane Kiss It Better oraz Needed Me. Mroczne, ciężkie nadające się do jakiegoś ciekawego Westernu Desperado idealnie wpisywałoby się w klimat Rated R. Nagrane razem Travi$em Scottem zadziorne Woo jest następnym utworem z listy tych innych których nie jesteśmy przyzwyczajeni słyszeć od Rihanny. Jak już wcześniej wspominałem utwór Needed Me idealnie nadawałby się na singiel i, według mnie, dobrze poradziłby sobie na listach przebojów oraz w klubach. Mocny bit (podobne możemy znaleźć na płycie Justina Biebera czy Troye'a Sivana), chwytliwa melodia i tekst tworzą znakomitą całość do której uwielbiam wracać. Następnym utworem jest sensualne, lekkie i subtelne Yeah I Said It, które jest według mnie następną częścią utworu Skin z czasów Loud. Jednym z większym zaskoczeń jest cover Same Ol' Mistakes w oryginale wykonywanym przez Tame Impala (w oryginale jest nazwane 'New Person, Same Old Mistakes'. Idealnie wpasowuje się w klimat płyty nie tyle muzycznie, co tekstowo odzwierciedlając to co Rihanna chciała przekazać poprzez ten album. Gitarowe, Dido-podobne Never Ending pokazuje, że w nieskomplikowanych aranżacjach wokal Rihanny również potrafi się odnaleźć. Stylowo podobne do utworów Palomy Faith i Amy Winehouse Love On The Brain był dla mnie największym zaskoczeniem z tej płyty. Rihanna bawi się swoim wokalem w sposób jakiego jeszcze nie słyszeliśmy, a słyszeć częściej chcemy! Wielce wyczekiwane Higher jest następnym utworem w którym artystka bawi się swoim wokalem. Close to You to ballada która zamyka podstawową wersje albumu. Prosta, przyjemna dla ucha i idealna na zakończenie tego albumu. 
Nikt nie spodziewał się takiego albumu po Rihannie - królowej parkietu, popu i list przebojów. Nie znajdziemy tutaj piosenek podobnych do We Found Love czy Where Have You Been. Dominują tu piosenki stylem nie podobne do Rihanny jaką znaliśmy. Jest to album zdecydowanie przemyślany - Rihanna wiedziała do czego dąży i co chce nim przekazać. Artystka pokazuje na co ją tak naprawdę stać i, że nie boi wydać się płyty z muzyką która gra w jej duszy. Szkoda tylko, że album trwa tak krótko - chciałbym więcej.
Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz